poniedziałek, 17 czerwca 2013

Silmarillion





Gdy ponad dwa lata temu rozpoczynałam moją przygodę z Panem Tolkienem, nie przypuszczałam, że jego twórczość będzie dla mnie aż tak ważna. Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, to większość moich ulubionych książek poznałam właśnie przez te trzy lata gimnazjum. (UWAGA! Teraz będą moje dość nieciekawe wspomnienia, więc jak kogoś interesuje sama książka, niech przewinie). Więc przede wszystkim: Hobbit i Władca PierścieniHarry Potter, twórczość Lewisa (poza Narnią), różne tomy ze Świata Dysku Terry’ego Pratchtetta, a także mniej wielbione, ale bardzo lubiane: seria Felix, Net i Nika, klasyka fantastyki taka jak Smok i Jerzy i różne dobre książki wszelkiej maści, jakich nie sposób  wymienić. W piątek miałam takie oficjalne pożegnanie trzecioklasistów, i może stąd takie refleksje. Ogólnie to cieszę się, że odchodzę z tej szkoły- nigdy za specjalnie jej nie lubiłam. Ale poznałam kilka fajnych osób, z którymi szkoda będzie się mi rozstawać. No i miałam wspaniałą panią bibliotekarkę J (Pani Haniu, o Pani mówię) oraz równie dobrą polonistkę. Nie wiem, czy to przeczytają, ale- byłyście najlepszymi nauczycielkami w tej szkole, bardzo Wam dziękuję.

No i właśnie wtedy, na początku pierwszej klasy, gdy miałam jeszcze przedziałek na środku głowy i metr czterdzieści w butach, przeczytałam Hobbita po raz pierwszy. I mnie zachwycił. Mimo że to była lektura szkolna, a te zazwyczaj nie zachwycają. Więc zaraz zaczęły się poszukiwania, bo w szkolnej bibliotece Władcy nie było ( horror!). Ale w końcu jakoś te trzy tomy zdobyłam, i… wsiąkłam. Od razu stałam się wielką fanką Śródziemia. Myślę, że dużą rolę odegrała tu też bardzo udana ekranizacja, którą oglądałam w całości w tamtym roku. Niedługo zamierzam się zabrać do przeczytania całej trylogii po raz kolejny.

Nic więc dziwnego, że gdy do mojej szkolnej biblioteki trafił Silmarillion, przyjęłam to z wielkim entuzjazmem. Dużo wcześniej słyszałam o tej książce i wypożyczyłam od razu. Ale nie przeczytałam jej, dlatego że było to zaraz przed testami, a wtedy mój umęczony wzorami, reakcjami i rozprawkami mózg przyjmował tylko lektury lekkie i łatwe.  A Silmarillion z pewnością do takich nie należy. 

Sam tytuł już jest piękny. Silmarillion. Tak miękko, leciutko układa się na języku, prześlizguje się pod podniebieniem. Właściwie Silmarillion to nazwa tylko jednej z opowieści, zebranych w tym wspaniałym dziele. Książka zaczyna się od historii Ainulindalë- Muzyka Ainurów, opowiadającej o stworzeniu Ardy, czyli Ziemi. Bardzo podobał mi się pomysł przedstawienia stwarzania poprzez śpiew (podobny motyw możemy znaleźć w Opowieściach z Narnii). Poetycki opis, pisany doniosłym, dostojnym stylem, był znakomitym wprowadzeniem do właściwej opowieści.
Następna jest Valaquenta- przedstawienie Valarów, czyli swoistych aniołów czy też bogów, podległych Eru, oraz Majarów, pomniejsze duchy. Oraz Nieprzyjaciel- Melkor, zwany Morgothem, jeden z Valarów, władca ciemności. 

Później przechodzimy do Quenta Silmarillion, najdłuższej z zebranych tu opowieści, przedstawiającą wielowątkową historię Silmarilów, magicznych klejnotów stworzonych przez elfa Fëanora. Historia rozpoczyna się zamieszkaniem Valarów w Amanie i opisuje całą Pierwszą Erę. Pojawienie się elfów pod gwiazdami Ardy, ich wędrówka i rozdzielenie na plemiona, stworzenie księżyca i słońca, kłamstwa i podstępy Morgotha, a w końcu zdrada Fëanora i splamienie rodu elfów krwią, przybycie pierwszych ludzi, zwycięstwa i porażki- to wszystko splata się w wspaniałą, ogromną historię, złączoną jednym motywem- Silamrilami. Opowieści przepełnione szczęściem, takie jak ta o Berenie i Lúthien, i rozpaczą, jak o rodzie Húrina. Rozstania i powroty. Władza i potęga. Miłość. Nienawiść. Honor. Setki lat historii pokoleń elfów i ludzi. Nawet jeśli to tylko fikcja, czytelnik czuje się taki maleńki, obcując z tą opowieścią.

Następną historią jest Akallabêth, opisująca powstanie i upadek Númenoru największego i najwspanialszego ze wszystkich ludzkich królestw. Znów jesteśmy świadkami rozwoju czegoś pięknego. Znów jesteśmy świadkami niszczenia tego piękna przez ciemność. Na końcu mamy króciutki rozdzialik p.t. Pierścienie Władzy i Trzecia Era, opisujący pokrótce wydarzenia, które znamy z Władcy Pierścieni.

Silmarillion jest dziełem wyjątkowym. Dlaczego? John Ronald Reuel Tolkien tworzył go właściwie przez całe swoje życie. Historia Ardy powstawała równolegle z jego historią. Uważam go za jednego z najwybitniejszych pisarzy, ba, ludzi. Człowiek, który potrafił stworzyć nowy świat od zera, z bogami złymi i dobrymi, z własną geografią, mitologią, z własnymi bohaterami i wzorami. Człowiek, który stworzył kilka nowych języków i tysiące nazw własnych. Człowiek, którego opowieści wciąż zachwycają miliony. Rozumiem, że Tolkien może się nie podobać, ale jego wkład w rozwój fantastyki oraz niewyczerpana wyobraźnia będą zawsze zasługiwały na szacunek.

Czytając Silmarillion, który zawiera w sobie właściwie całą historię elfów, niejednokrotnie czułam tchnący z pomiędzy stron niewyczerpany, odwieczny smutek. Smutek Eru, którego dzieło zostało zakażone przez ciemność. Smutek Valarów, gdy pojęli, że Melkor zatruł także serca elfów. I w końcu smutek Dzieci Ilúvatara, pogłębiający się z każdym przeżytym dniem, aż do końca świata. Jednak mimo to ta historia była szczęśliwa. Czytając ją, ma się wrażenie niedokończenia. Razem z Valarami i elfami odkrywamy jedynie część planu Eru- jego zakończenie pozostaje przed nami zasłonięte. (I znowu podobnie jak w Opowieściach z Narnii- w Ostatniej bitwie.) Jednak mamy pewność, że zakończenie będzie szczęśliwe, i że wszystko dąży do spełnienia jakiegoś celu- nawet ciemność i zło ma tu do odegrania swoją rolę. Ilustruje to ten piękny cytat:

Czy nie widzisz, że tutaj w tym małym królestwie w Głębinach Czasu Melkor wypowiedział ci wojnę w twojej własnej dziedzinie? Wynalazł ostre i bezlitosne mrozy, lecz nie udało mu się zniszczyć piękna twoich źródeł i czystych jezior. Spójrz na śnieg, na przemyślne rzeźby szronu! Melkor wymyślił piekący żar i nieokiełznany ogień, ale nie zdołał wysuszyć w twoim sercu pragnień ani też stłumić całkowicie muzyki morza. Podnieś lepiej wzrok ku wyżynom, przyjrzyj się chwale obłoków i wciąż zmieniającym się mgłom, posłuchaj szumu deszczu  zraszającego ziemię! (…) Zaprawdę, Woda stała się teraz jeszcze piękniejsza, niż była w mojej wyobraźni.

Książka została ukończona i wydana cztery lata po śmierci autora przez jego syna Christophera. Początkowo Tolkien nie był pewny, czy wydać Silmarillion, czy zyska on czytelników. Podobno miał powiedzieć: Zero hobbitów, wszędzie elfy i podniosła stylistyka... Dziś wiemy, że wtedy się mylił. Silmarillion jest naprawdę wielkim dziełem. Nie znajduję słów, aby je dobrze opisać. To lektura obowiązkowa każdego fana twórczości Tolkiena.

Jeszcze kilka uwag co do najnowszego wydania : jest fantastyczne! Przedmowa Christopera Tolkiena i fragment listu Johna mówią nam wiele o procesie powstawania książki. Poruszanie się w gąszczu imion i nazw geograficznych ułatwia przejrzysty indeks nazw własnych, umieszczonych na końcu książki. No i piękne, nastrojowe ilustracje Teda Naschmita. Jedyne, czego mi brakowało, to twarda okładka. Wspaniała oprawa do jeszcze wspanialszego dzieła.



Mam takie pytanie związane z kwestiami… technicznymi. Otóż moje teksty zamieszczane tutaj są ostatnio coraz dłuższe. Nie nudzi to was? Może wolicie krótko, a zwięźle? Proszę o sugestie J

5 komentarzy:

  1. Teksty dot. Tolkiena nigdy nie nudzą, więc nie martw się :) samego autor wielbię, kocham i podziwiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja z kolei jakoś nie mogę się przekonać do Tolkiena, każde moje podejście do "Władcy Pierścienia" kończy się fiaskiem i snem po 10 stronach (piszę to ze wstydem).
    Może w takim razie powinnam zacząć od czegoś innego? Fabuła "Silmarillion" całkiem mi się podoba, więc może faktycznie wypożyczę sobie z biblioteki.
    Moim zdaniem posty o książkach nigdy nie są za długie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Tolkiena nie każdy może się przekonać,może dlatego ze jego styl do lekkich w odbiorze nie należy. No i nie każdy potrafi się przekonać do tego typu historii. Po prostu kwestia gustu :) Ale jeżeli bardzo chcesz, to może zacznij od Hobbita. Styl jest łatwiejszy, a historia mniej zagmatwana- może dlatego, że była pisana dla dzieci. Ale nic na siłę :) Pozdrawiam

      Usuń
  3. Tolkiena również uwielbiam! Tak mniej więcej od dwóch miesięcy, kiedy to zaczęłam czytać "Hobbita". I wpadłam po uszy! Czytam WP i jest cudownie (gdyby nie szkoła, przez którą nie mam czasu na książki, ale na szczęście koniez roku tuż, tuż). Teraz tak sobie marzę, i myślę, i marzę jakby to cudownie byłoby się znaleźć w Sródziemiu. Ehh...
    "Silmaillion" oczywiście jest w moich planach. Zaraz po WP. Szkoda tylko, że funduszy brak...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham, uwielbiam, moge czytac w nieskonczonosc! Tak samo jak WP...
    Piekna ksiazka.

    OdpowiedzUsuń