niedziela, 30 grudnia 2012

Buszujący w zbożu




Dosyć długo mnie nie było, ale wiecie, święta i takie różne. Ale i tak chyba jedyną na razie osobą wchodzącą na ten blog jestem ja, więc co za różnica…

 Dziś chciałam opisać moje przemyślenia na temat Buszującego w zbożu. To moja lektura szkolna i zabrałam się za nią dosyć niechętnie. Podobała mi się średnio, ale poruszała wiele interesujących i ważnych tematów. Co ciekawe, książka ta w latach 60 XX wieku była bardzo zwalczana w amerykańskich szkołach. Byłam bardzo zdziwiona, gdy się o tym dowiedziałam( Wikipedia to potęga), bo według mnie nie ma w tej książce niczego bardzo niewychowawczego(tylko to że główny bohater często klnie i ogólnie wyraża się niekoniecznie ładnie). 

Dostałam bardzo ciekawy temat wypracowania z lektury, mianowicie O poszukiwaniu siebie w kontekście ‘Buszującego w zbożu’. Wybrałam go, bo wydawał mi się prosty, ale gdy zasiadłam do pisania, okazało się że nie wiem, o czym tak naprawdę piszę. Poszukiwanie siebie, bycie sobą to terminy powszechnie używane, ale wydaje mi się że nie do końca zrozumiane. No bo cóż to znaczy-poszukiwanie siebie? Siebie, czyli swoją osobowość, światopogląd, charakter. Czy to są rzeczy, które można w jakikolwiek sposób znaleźć? Wędrówka głównego bohatera książki, Holdena Caufielda, bywa w szkole często nazywana wędrówką w poszukiwaniu siebie. Czy jednak słusznie? Myślę że podchodzimy do tego zbyt poważnie, zbyt duchowo. On nie chciał odnaleźć siebie, chciał tylko uciec ze szkoły, na miłość boską! Poza tym, uważam że osobowość człowieka (odwołajmy się do przyrody) nie jest czymś, co można jak minerał odkopać, znaleźć i postawić na półce. Człowiek jest raczej jak roślina, jak drzewo- cały czas rośnie, rozwija się, zmienia. Posiejemy dwa identyczne nasiona dębu, a wyrosną dwa zupełnie różne drzewa. Będą się różniły wielkością, układem gałęzi, owocami itp., a wszystko to jest przyczyną różnic w ich rozwoju. Duchowość człowieka, jego umysł, tak jak drzewo rozwija się i zmienia aż do śmierci. Dlatego nie można mówić o poszukiwaniu siebie, bo dobrze, znajdziesz siebie, a za miesiąc okaże się że jesteś już innym człowiekiem. I co, musisz szukać od nowa?

Twoja osobowość zmienia się cały czas pod wpływem różnych czynników, ale to głównie od ciebie zależy, jaki jesteś. Nie musisz siebie szukać, odkrywać- zostaw to innym. Nie zmienisz tego KIM jesteś, ale możesz zmienić to, JAKI jesteś. Można powiedzieć, że w czasach, w których możesz zmienić imię, nazwisko, wygląd, nawet płeć, możesz zmienić to, kim jesteś, ale tak naprawdę pozostajesz zawsze tym samym człowiekiem, bez względu na to, co ze sobą zrobisz. Możesz zmienić tylko swoje cechy. Możesz się rozwijać  w tą stronę, w którą zechcesz.

Cytaty z książki:

W  każdym razie wyobraziłem sobie gromadę małych dzieci, które bawią się w jakąś grę na ogromnym polu żyta. Tysiące malców. A nie ma przy nich nikogo starszego, nikogo dorosłego...prócz mnie oczywiście. A ja stoję na krawędzi jakiegoś straszliwego urwiska. Mam swoje zadanie : muszę schwytać każdego, kto się znajdzie w niebezpieczeństwie, tuż nad przepaścią. Bo dzieci rozhasały się, pędzą i nie patrzą, co tam jest przed nimi, więc ja muszę w porę doskoczyć i pochwycić każdego, kto by mógł spaść z urwiska. Cały dzień od rana do wieczora, stoję tak na straży. Jestem właśnie strażnik w zbożu. Wiem, że to wariacki pomysł, ale tylko tym naprawdę chciałbym być.

Niektóre rzeczy powinny by zostawać zawsze nie zmienione. Żeby można je wpakować do jednej z tych wielkich oszklonych szaf i tak je przechowywać.

Możemy się założyć, że na dziesięć osób, które oczy wypłakują nad głupią historią filmu, dziewięć jest w gruncie rzeczy sobkami i łajdakami.

Stale muszę powtarzać: „Bardzo mi przyjemnie...” facetom, z którymi spotkanie wcale mi nie robi przyjemności. Ale jeżeli chcesz, bracie, żyć, musisz te komedie odgrywać.

czwartek, 13 grudnia 2012

Mała książka o demokracji

Mała książka o demokracji  to książka teoretycznie dla dzieci, ale myślę że niejeden szacowny obywatel mógłby się z niej wiele nauczyć. Została napisana w Szwecji, ale tłumaczka przystosowała ją do polskich realiów. Ma ona przybliżyć dzieciom główne zasady demokracji, jej historię oraz pomóc im się w niej odnaleźć. To dobry sposób na kształcenie tzw. postawy obywatelskiej i pomysł książki oraz ogólna jej treść przypadły mi do gustu. Ale było parę rzeczy, które mi się nie podobały i to o nich zamierzam napisać.


Pierwsza sprawa, która od razu rzuciła mi się w oczy, to lansowana w Europie i w Polsce moda na równouprawnienie.  Nie żebym miała coś przeciwko prawom kobiet, skądże, jestem absolutnie za. Ale feminizm pokazywany w mediach denerwuje mnie. Nie lubię żadnego fanatyzmu, a dla mnie wygląda to jak fanatyzm właśnie. To wszystko jest jakieś sztuczne, jakoś na siłę. No i ta zasada kto nie z nami, ten przeciwko nam i nie dopuszczanie do siebie żadnych innych poglądów. W moim mniemaniu mądre feministki powinny coś zrobić z tym, że w Polsce jest za mało żłobków i przedszkoli, że kobiety, mimo wykształcenia, nie mogą znaleźć pracy, że w innych krajach kobiety są dyskryminowane naprawdę, czy choćby z tym że matce jest zabierane dziecko, mimo że nie zrobiła nic złego. A one zamiast tego walczą o prawo do własnego brzucha i edukację seksualną dzieci. Poza tym  wyznaję zasadę, że silne kobiety poradzą sobie bez równouprawnienia. Dlatego dziwny wydaje mi się ten oto fragment z tej książeczki: Zarówno w szwedzkim parlamencie, jak i w rządzie połowa to kobiety. To się nazywa równość. Nie we wszystkich krajach taka równość istnieje. W polskim sejmie zasiada zaledwie 20% kobiet.(…) Najgorzej jest we Włoszech. Tam jest ich tylko 7%. To poważny problem. Jaki poważny problem? Ludzie, czy wy nie macie poważniejszych problemów? W rządzie powinni  zasiadać ci, którzy na to zasługują, a nie wybierać tak, aby było po równo! Na tej zasadzie powinno być 50% chudych i 50% grubych, oraz po równo żydów, chrześcijan, muzułmanów oraz wyznawców wudu!  Jak dla mnie, w sejmie może zasiadać 20%  kobiet, 50%, 100 albo 0%- ważne aby wszyscy byli dobrymi rządzącymi i aby zależało im na kraju. Nieważne, czy są kobietami czy mężczyznami.

Oj… trochę się zagalopowałam. Ale nieważne. Mimo wszystko, książka jest warta przeczytania. Szczególnie dla tych, którzy uważają, że nie mają na nic wpływu.


środa, 12 grudnia 2012

eee... Cześć.

Jeszcze nigdy w życiu nie prowadziłam bloga.
Czarno to widzę... nie wiem czy będę miała pomysł, o czym tu pisać. Ale spróbować zawsze warto. :)
Najogólniej mówiąc, będzie to blog o książkach, jako że jestem ich wielką miłośniczką. Myślę że nie będą to recenzje, raczej takie luźne rozmyślania, refleksje które naszły mnie podczas czytania książki.
Z założenia ten blog ma rozwijać moje umiejętności literackie, no ale jeszcze zobaczymy, czy w ogóle je posiadam i czy trafiają do szerszej publiczności. :)
No to... do zobaczenia i czekajcie na kolejne wpisy.

w.b