No i właśnie wtedy, na początku pierwszej klasy, gdy
miałam jeszcze przedziałek na środku głowy i metr czterdzieści w butach,
przeczytałam Hobbita po raz pierwszy.
I mnie zachwycił. Mimo że to była lektura szkolna, a te zazwyczaj nie
zachwycają. Więc zaraz zaczęły się poszukiwania, bo w szkolnej bibliotece Władcy nie było ( horror!). Ale w końcu
jakoś te trzy tomy zdobyłam, i… wsiąkłam. Od razu stałam się wielką fanką
Śródziemia. Myślę, że dużą rolę odegrała tu też bardzo udana ekranizacja, którą
oglądałam w całości w tamtym roku. Niedługo zamierzam się zabrać do
przeczytania całej trylogii po raz kolejny.
Nic więc dziwnego, że gdy do mojej szkolnej
biblioteki trafił Silmarillion,
przyjęłam to z wielkim entuzjazmem. Dużo wcześniej słyszałam o tej książce i
wypożyczyłam od razu. Ale nie przeczytałam jej, dlatego że było to zaraz przed
testami, a wtedy mój umęczony wzorami, reakcjami i rozprawkami mózg przyjmował
tylko lektury lekkie i łatwe. A Silmarillion z pewnością do takich nie
należy.
Sam tytuł już jest piękny. Silmarillion. Tak miękko, leciutko układa się na języku,
prześlizguje się pod podniebieniem. Właściwie Silmarillion to nazwa tylko jednej z opowieści, zebranych w tym
wspaniałym dziele. Książka zaczyna się od historii Ainulindalë- Muzyka Ainurów, opowiadającej o stworzeniu Ardy, czyli
Ziemi. Bardzo podobał mi się pomysł przedstawienia stwarzania poprzez śpiew
(podobny motyw możemy znaleźć w Opowieściach
z Narnii). Poetycki opis, pisany doniosłym, dostojnym stylem, był
znakomitym wprowadzeniem do właściwej opowieści.
Następna jest Valaquenta-
przedstawienie Valarów, czyli swoistych aniołów czy też bogów, podległych Eru,
oraz Majarów, pomniejsze duchy. Oraz Nieprzyjaciel- Melkor, zwany Morgothem,
jeden z Valarów, władca ciemności.
Później przechodzimy do Quenta Silmarillion, najdłuższej z zebranych tu opowieści,
przedstawiającą wielowątkową historię Silmarilów, magicznych klejnotów
stworzonych przez elfa Fëanora. Historia rozpoczyna się zamieszkaniem Valarów w
Amanie i opisuje całą Pierwszą Erę. Pojawienie się elfów pod gwiazdami Ardy,
ich wędrówka i rozdzielenie na plemiona, stworzenie księżyca i słońca, kłamstwa
i podstępy Morgotha, a w końcu zdrada Fëanora i splamienie rodu elfów krwią,
przybycie pierwszych ludzi, zwycięstwa i porażki- to wszystko splata się w
wspaniałą, ogromną historię, złączoną jednym motywem- Silamrilami. Opowieści
przepełnione szczęściem, takie jak ta o Berenie i Lúthien, i rozpaczą, jak o
rodzie Húrina. Rozstania i powroty. Władza i potęga. Miłość. Nienawiść. Honor. Setki
lat historii pokoleń elfów i ludzi. Nawet jeśli to tylko fikcja, czytelnik
czuje się taki maleńki, obcując z tą opowieścią.
Następną historią jest Akallabêth, opisująca powstanie i upadek Númenoru największego i
najwspanialszego ze wszystkich ludzkich królestw. Znów jesteśmy świadkami
rozwoju czegoś pięknego. Znów jesteśmy świadkami niszczenia tego piękna przez
ciemność. Na końcu mamy króciutki rozdzialik p.t. Pierścienie Władzy i Trzecia Era, opisujący pokrótce wydarzenia,
które znamy z Władcy Pierścieni.
Silmarillion
jest dziełem wyjątkowym. Dlaczego? John Ronald Reuel Tolkien tworzył go właściwie
przez całe swoje życie. Historia Ardy powstawała równolegle z jego historią.
Uważam go za jednego z najwybitniejszych pisarzy, ba, ludzi. Człowiek, który
potrafił stworzyć nowy świat od zera, z bogami złymi i dobrymi, z własną geografią,
mitologią, z własnymi bohaterami i wzorami. Człowiek, który stworzył kilka
nowych języków i tysiące nazw własnych. Człowiek, którego opowieści wciąż
zachwycają miliony. Rozumiem, że Tolkien może się nie podobać, ale jego wkład w
rozwój fantastyki oraz niewyczerpana wyobraźnia będą zawsze zasługiwały na
szacunek.
Czytając Silmarillion,
który zawiera w sobie właściwie całą historię elfów, niejednokrotnie czułam
tchnący z pomiędzy stron niewyczerpany, odwieczny smutek. Smutek Eru, którego
dzieło zostało zakażone przez ciemność. Smutek Valarów, gdy pojęli, że Melkor
zatruł także serca elfów. I w końcu smutek Dzieci Ilúvatara, pogłębiający się z
każdym przeżytym dniem, aż do końca świata. Jednak mimo to ta historia była
szczęśliwa. Czytając ją, ma się wrażenie niedokończenia. Razem z Valarami i
elfami odkrywamy jedynie część planu Eru- jego zakończenie pozostaje przed nami
zasłonięte. (I znowu podobnie jak w Opowieściach
z Narnii- w Ostatniej bitwie.) Jednak
mamy pewność, że zakończenie będzie szczęśliwe, i że wszystko dąży do
spełnienia jakiegoś celu- nawet ciemność i zło ma tu do odegrania swoją rolę.
Ilustruje to ten piękny cytat:
Czy
nie widzisz, że tutaj w tym małym królestwie w Głębinach Czasu Melkor
wypowiedział ci wojnę w twojej własnej dziedzinie? Wynalazł ostre i bezlitosne
mrozy, lecz nie udało mu się zniszczyć piękna twoich źródeł i czystych jezior. Spójrz
na śnieg, na przemyślne rzeźby szronu! Melkor wymyślił piekący żar i
nieokiełznany ogień, ale nie zdołał wysuszyć w twoim sercu pragnień ani też stłumić
całkowicie muzyki morza. Podnieś lepiej wzrok ku wyżynom, przyjrzyj się chwale
obłoków i wciąż zmieniającym się mgłom, posłuchaj szumu deszczu zraszającego ziemię! (…) Zaprawdę, Woda stała
się teraz jeszcze piękniejsza, niż była w mojej wyobraźni.
Książka została ukończona i wydana cztery lata po
śmierci autora przez jego syna Christophera. Początkowo Tolkien nie był pewny,
czy wydać Silmarillion, czy zyska on czytelników. Podobno miał powiedzieć: Zero hobbitów, wszędzie elfy i podniosła
stylistyka... Dziś wiemy, że wtedy się mylił. Silmarillion jest naprawdę wielkim dziełem. Nie znajduję słów, aby
je dobrze opisać. To lektura obowiązkowa każdego fana twórczości Tolkiena.
Jeszcze kilka uwag co do najnowszego wydania : jest fantastyczne! Przedmowa Christopera Tolkiena i fragment listu Johna mówią nam wiele o procesie powstawania książki. Poruszanie się w gąszczu imion i nazw geograficznych ułatwia przejrzysty indeks nazw własnych, umieszczonych na końcu książki. No i piękne, nastrojowe ilustracje Teda Naschmita. Jedyne, czego mi brakowało, to twarda okładka. Wspaniała oprawa do jeszcze wspanialszego dzieła.
Mam takie pytanie związane z kwestiami…
technicznymi. Otóż moje teksty zamieszczane tutaj są ostatnio coraz dłuższe.
Nie nudzi to was? Może wolicie krótko, a zwięźle? Proszę o sugestie J
Teksty dot. Tolkiena nigdy nie nudzą, więc nie martw się :) samego autor wielbię, kocham i podziwiam :)
OdpowiedzUsuńA ja z kolei jakoś nie mogę się przekonać do Tolkiena, każde moje podejście do "Władcy Pierścienia" kończy się fiaskiem i snem po 10 stronach (piszę to ze wstydem).
OdpowiedzUsuńMoże w takim razie powinnam zacząć od czegoś innego? Fabuła "Silmarillion" całkiem mi się podoba, więc może faktycznie wypożyczę sobie z biblioteki.
Moim zdaniem posty o książkach nigdy nie są za długie ;-)
Do Tolkiena nie każdy może się przekonać,może dlatego ze jego styl do lekkich w odbiorze nie należy. No i nie każdy potrafi się przekonać do tego typu historii. Po prostu kwestia gustu :) Ale jeżeli bardzo chcesz, to może zacznij od Hobbita. Styl jest łatwiejszy, a historia mniej zagmatwana- może dlatego, że była pisana dla dzieci. Ale nic na siłę :) Pozdrawiam
UsuńTolkiena również uwielbiam! Tak mniej więcej od dwóch miesięcy, kiedy to zaczęłam czytać "Hobbita". I wpadłam po uszy! Czytam WP i jest cudownie (gdyby nie szkoła, przez którą nie mam czasu na książki, ale na szczęście koniez roku tuż, tuż). Teraz tak sobie marzę, i myślę, i marzę jakby to cudownie byłoby się znaleźć w Sródziemiu. Ehh...
OdpowiedzUsuń"Silmaillion" oczywiście jest w moich planach. Zaraz po WP. Szkoda tylko, że funduszy brak...
Kocham, uwielbiam, moge czytac w nieskonczonosc! Tak samo jak WP...
OdpowiedzUsuńPiekna ksiazka.