wtorek, 11 czerwca 2013

Lekkie oderwanie od fikcji & lekki spadek formy

Ci, którzy czytali większość moich tekstów zamieszczonych na tym blogu, wiedzą, że moim ukochanym gatunkiem jest fantastyka.  Uwielbiam ten stan, gdy  z książką na niewygodnej szkolnej ławeczce albo owinięta kocem wśród oparów herbaty lub kawy przenoszę się do innego świata. Tłum rozwrzeszczanych drugoklasistów zmienia się w armię orków Saurona. Przechodząca polonistka przygarbia się, postarza, z jej twarzy znika makijaż, z paznokci lakier i oto stoi przede mną Minerwa McGonagall w całej okazałości. Latająca po pokoju mucha powiększa się, jej skrzydła staja się mocne i skórzaste, a oddech ognisty. Zwykła szafa z Ikei staje się nagle unikalnym, rzeźbionym zabytkiem, za którym kryje się inny świat, a dochodzące z dołu śmiechy sióstr brzmią jak głosy elfów albo wróżek.

Jednak czasem dobrze przeczytać książkę, która opowiada o prawdziwym życiu. Książkę,  w której brak jest magii i czarów, a przedstawione w niej wydarzenia, mimo że niezwykłe, dzięki temu zyskują tylko na realności. Ostatnio miałam do czynienia z dwoma takimi tomami.

Pierwszy z nich- Nicholas Dane, reklamowany jako współczesna wersja Olivera Twista, nie jest zapisem historii jednego chłopca, lecz zlepkiem różnych historii, które wydarzyły się naprawdę.

Jest wiele rzeczy, których nie da się kupić. Na przykład przeszłość. Każdy jest produktem własnej przeszłości i żadne pieniądze tego świata nie zmienia tego w jednej sekundzie.

Trafiamy do Manchesteru lat osiemdziesiątych, gdzie poznajemy czternastoletniego Nicka Dane’a. Chłopak mieszka z matką w robotniczej dzielnicy. Jest zwykłym nastolatkiem o trochę wyżej niż przeciętnej inteligencji, czasem wagaruje, czasem włóczy się z kumplami. Matce po mrocznej przeszłości udaje się wyjść na prostą; studiuje i pracuje. Nic nie zapowiada zbliżającej się tragedii. Okazuje się, że mama Nicka nie uwolniła się zupełnie od dawnych przyzwyczajeń. W wyniku niefortunnego splotu wydarzeń, Nick trafia do domu opieki. Wszystko mogło by potoczyć się dobrze, gdyby nie był to ośrodek o wręcz wojskowej dyscyplinie, co w założeniu ma wyprowadzić ma młodych ludzi na prostą drogę, a w praktyce sprowadza się do znanego z powieści Jacka Londona prawa pięści i kłów. Poza tym, jedna z największych szych ośrodka Meadow Hill jest Tony Creal, wykorzystujący chłopców seksualnie. Nick, przerażony tą rzeczywistością, razem z kolegą decyduje się na brawurową ucieczkę, po czym trafia do złodziejskiej szajki. Jak potoczy się jego dalsze życie? Czy w końcu wyjdzie na prostą?

Ta książka porusza wiele ważnych i trudnych tematów: przede wszystkim molestowanie seksualne dzieci, ale też nieporadność i zamknięcie na fakty opieki społecznej oraz szemrane środowisko w- wydawałoby się- w cywilizowanym kraju. Ta książka pokazuje też, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, i że można uwolnić się od demonów przeszłości. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że po trzydziestu latach takie sytuacje zdarzają się znacznie rzadziej, albo nie zdarzają się w ogóle.

A oto piosenka, która jakoś tak skojarzyła mi się z tą książką:  W ciemnej tej cely na zgniłym posłaniu młody gitfunfel kopyrta. Pikawa mu stawa w tem wolnym konaniu Czyli Dom wschodzącego słońca w wykonaniu Kultu (z podziękowaniami dla Wujka Jurka J )



Akcja drugiej książki rozgrywa się również w Anglii, ale poruszony jest tutaj zupełnie inny problem. Poznajemy mała dziewczynkę, Hannan, pochodzącą z tradycyjnej, islamskiej, pakistańskiej rodziny. Wiedzie zupełnie szczęśliwy żywot- mimo autokratycznego ojca. Jednak wszystko zmienia się, gdy pięcioletnia dziewczynka zobaczyła, jak tata bije mamę. Próbuje jej bronić, i sama zostaje pobita- a także zgwałcona, przez własnego ojca! Odtąd, regularnie jest w ten sposób karana właściwie za wszystko- za pomyłkę w recytacji Koranu, za nierówno upieczony placek, za nic. Najgorsze jest to, że reszta rodziny- matka i starsi bracia- starają się nie zwracać na to uwagi i zachowują się, jakby nic się nie stało. Jedyną odskocznią dla Hannan od hermetycznej społeczności jest szkoła.


Gdy dziewczynka staje się dziewczyną, pojawiają się pierwsze wyrazy buntu. W tajemnicy przed rodzicami przychodzi do szkoły w europejskich ubraniach, zaczyna wagarować, posuwa się nawet do zaproszenia do domu białej koleżanki. Jednak dopiero gdy dowiaduje się o tym, że ma zostać odesłana do Pakistanu w celu zawarcia zaaranżowanego małżeństwa, decyduje się na ucieczkę z domu. Udaje się jej znaleźć życzliwych ludzi, którzy jej pomagają. W końcu decyduje się na odejście od swojej religii. Jednak karą za porzucenie islamu jest śmierć…

Niewiernej córce podobało mi się to, że autorka oczernia islamu w ogóle, tylko występujące w nim patologie (zdarzające się zresztą w każdej religii), takie jak ignorancja i fanatyzm. Głównym złem jest  w tej opowieści ojciec Hannan, imam. Dziewczyna kładzie duży nacisk na to, że muzułmanie często tak naprawdę nie znają Koranu, bo nigdy nie mogli go przeczytać w innym języku niż niezrozumiany przez nich arabski. Nawet jej ojciec- religijny przywódca- nie przeczytał go nigdy w swoim ojczystym języku.
Hannah Shah (to pseudonim) nigdy nie mówi o tym wprost, ale przez jej historię przebija ogromna siła woli i hart ducha. W moich oczach moje życie nie było przepełnione cierpieniem, lecz miłością- pisze.

Czasem dobrze przeczytać książkę, która opowiada o prawdziwym życiu. Zwłaszcza o prawdziwym życiu z poważnymi problemami. Własne wydają się wtedy takie malutkie i nieistotne. Kłótnia z rodzicami- co z tego? W końcu to MOI rodzice- i są naprawdę wspaniali, mimo że czasem mamy zupełnie inne poglądy. Upierdliwe rodzeństwo- co z tego? Upierdliwe, ale mnie kocha. Nudna szkoła, dwója z fizyki albo kolejny nadprogramowy kilogram- to wszystko odlatuje, daleko, jak piórko na wietrze. Dwóję się poprawi, kilogramy się zrzuci. A nudna szkoła niedługo się kończy.

Ostatnio obserwuję u siebie lekki spadek formy- czytelniczej, oczywiście. Ale to wszystko przez ten Silmarillion- wracam o przeczytanych fragmentów, zapisuję tablice genealogiczne Eldarów, a czasem czytam od nowa całe rozdziały. Takie to piękne. Ale jak skończę Tolkiena, to czytanie już ruszy z kopyta.

Ruszy z kopyta, ruszył z kopyta, a w każdej bryce, vis-á-vis…

Jakoś mi się wszystko dzisiaj z muzyką kojarzy.


6 komentarzy:

  1. Ostatnio też mnie coś wzięło na taką właśnie "życiową literaturę". To wszystko przez "Gwiazd naszych wina"... (Jeżeli nie czytałaś to serdecznie polecam, płakałam przez pół książki).
    Pierwsza książka opisywana przez ciebie zaciekawiła mnie. Jeżeli kiedyś spotkam ją na swojej drodze to chętnie po nią sięgnę. Natomiast druga powieść... Nie przepadam za tematyką islamu. Nie wiem dlaczego, jakoś zawsze odrzucają mnie od siebie takie książki...
    (Tolkien jest cudowny! Właśnie czytał WP i jestem zachwycona. "Silmarillion" jeszcze przede mną, ale wydaje mi się, że również mi się spodoba.)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie za bardzo lubię tematykę islamu i jaki to on nie jest straszny, ale ta książka jest według mnie bardzo udana. Właśnie to że autorka nie dyskredytowała religii w ogólności, tylko opowiadała własną historię, było dobrym posunięciem. A na "Gwiazd naszych winę" mam ochotę od bardzo dawna :)

      Usuń
  2. Rewelacyjnie zaczęłaś :) wstep mnie zachwycił :) a o książce, o której piszesz coś już czytałam i mam ją w planach w dalszej przyszłosci :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Acch, uwielbiam te książki z serii Pisane przez życie. Są rewelacyjne, takie prawdziwe :)

    Pozdrawiam,
    Gosiek
    http://blask-ksiazek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Tę pierwszą książkę chętnie bym przeczytała! : )

    PS Obserwuję i zapraszam do mnie. : )

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, ostatnio mamy podobne książkowe zawieszenie. Tylko ja tkwię po uszy w tematyce Muminków, "na szczęście" kończę ostatnią książkę i wracam do połykania literatury, pisania o niej (przynajmniej do czasu, gdy zacznę kończyć "Listy" Tolkiena i znowu nie będę mogła się ze świata Śródziemia wyrwać).

    Co do książek, przyznaję, że boję się sięgać po taką tematykę. Znajoma polecała mi całą serię "Pisane przez życie", jednak czasem myślę, że to nie na moje słabe nerwy. Na razie jednak zaopatrzyłam się w dwa reportaże Czarnego, a potem może będę się przełamywała...

    OdpowiedzUsuń