poniedziałek, 29 lipca 2013

A "Ben Hura" poleciła mi Ania...



Kiedy pierwszy raz czytałam Anię z Zielonego Wzgórza, moją uwagę przykuły rozważania Ani, czy Ben Hur  jest odpowiednią lekturą na niedzielę, czy też nie. Od tej pory nabrałam ochoty na przeczytanie tej książki, choćby dla zobaczenia, co tak zachwycało rudowłosą pannę Shirley. Jednak dopiero po kilku latach udało mi się zdobyć tę książkę. Wydawało mi się, że lektura ta do zbyt porywających nie należy, zwłaszcza że etykietka „klasyka epiki chrześcijańskiej” nie obiecuje galopującej, wciągającej akcji. A jednak…

Głównym bohaterem jest tytułowy Ben Hur, żydowski książę, który w wyniku pechowego zrządzenia losu spada ze szczytu aż na samo dno.  Niesłusznie oskarżony przez dawnego przyjaciela, zostaje skazany na dożywotnie galery. Kolejnym zrządzeniem losu- tym razem szczęśliwym- chłopak zostaje zaadoptowany przez rzymskiego dostojnika. Po kilku latach nauki w Rzymie, wraca do Judei, aby odnaleźć matkę i siostrę oraz dokonać zemsty na oprawcach.

Powieść rozpoczyna się od wizyty trzech króli u Dzieciątka, a historia Ben Hura przeplata się z historią życia Jezusa. Refleksje o Bogu są cały czas obecne w książce, jednak mimo to nie ma się wrażenia jakiejś… bo ja wiem? Propagandy? Nie znajduję odpowiedniego słowa. Ben Hur ma w sobie coś niesamowitego, wciągającego. Nie wiem, co to jest. Przychodzi mi na myśl tyko geniusz autora. Książka jest wielowątkowa, wątek miłosny przeplata się z politycznym, a mimo to nietrudno jest „odnaleźć się” w historii. Lewisowi Wallace’owi wspaniale udało się odmalować realia epoki. No i nieczęsto spotyka się tak wspaniałe opisy. Drobiazgowe, realistyczne, a równocześnie bardzo poetyckie. Czytając, miałam wrażenie, że jestem razem z Ben Hurem. Patrzyłam jego oczami. Coś niesamowitego.

Jednego mi tylko brakowało: dokładniejszego opisu galer. Właściwie trzy lata, które Ben Hur tam spędził, były wycięte z historii. Ale to jeszcze jestem skłonna autorowi wybaczyć.


Myślę, że książki z gatunku literatura chrześcijańska nieraz mnie jeszcze zaskoczą. Pół roku temu zachwyciłam się trylogią Znamię Lwa, która również osadzona była w czasach rzymskich. Później były Listy starego diabła do młodego, książka naprawdę genialna. Teraz jeszcze Ben Hur, powieść która mnie porwała i skłoniła do refleksji. Cóż… Przynajmniej mam argument, że ten, kto czytał Harry’ego Pottera, niekoniecznie musi być satanistą J

2 komentarze:

  1. Mam ten tom na półce już ze dwa lata... postanowiłam, że w tym roku muszę przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaciekawiłaś mnie, rzadko czytam coś takiej tematyki, ale może pora się przełamać i wreszcie coś przeczytać? tak, chyba tak :) świetna recenzja! ;)

    OdpowiedzUsuń