sobota, 25 maja 2013

Literackie ciasto na Dzień Matki

Jutro, jak chyba wszyscy wiedzą, jest Dzień Matki. Z tego też powodu postanowiłam upiec ciasto- co w moim przypadku, gdy w skali od 1 do 10 moje umiejętności kulinarne wynoszą 0, jest nie lada wyczynem. Jak w powieści Paulo Coelho, cały wszechświat dążył ze  mną do tego celu- rodzice pojechali kupić małym buty, więc miałam ciszę i spokój.

Znalazłam  prosty przepis na ciasto w pół godziny. Prosty- tylko z nazwy. Ile to jest "niepełna szklanka"? Czy pięć minut mieszania wystarczy? Przysłowie mówi, że gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść, ja jednak myślę, że pięć pomocnic, służących doświadczeniem i radą, bardzo by mi się przydało. Jednak nawet bez ich pomocy ciasto powstało, może trochę niekształtne, może za płaskie, ale pachnie bosko i- mam nadzieję- równie dobrze smakuje. Gdy mieszałam brązową, lśniącą masę przy dźwiękach radiowej Trójki, czułam się trochę jak Gabrysia Borejko. Wprawdzie spore różnice były- ciasto było dla mamy, nie dla taty, blachę, zamiast od zrzędliwej sąsiadki, pożyczyłam od babci, a przepis podała mi nie ciocia, tylko wujek Google. No i nie miałam żadnych problemów ze zdobyciem kakao. Jednak patrząc na moje wytarte jeansy i popielate włosy, wczuwałam się coraz bardziej w książkową bohaterkę.

Ciasto zostało upieczone, polane litrami czekolady i obficie posypane cukrową posypką. Naczynia umyte i pochowane, a kuchnia wywietrzona. Po czym czekoladowy blok został schowany w czeluściach komody. Poczeka tam do jutra.
-  Ciociu, cześć, tu Gaba.
- Co tam znowu, nie daj Boże?...
- Nie, nic takiego. Obiad odgrzałam, pyszny był. Teraz chciałabym upiec dla ojca tort, na imieniny.
- Tort? Rany boskie, Gabriela, ty się lepiej do tego nie bierz. Jak kto ma takie maślane łapy, to niech lepiej piłkę kopie.
- Oj, ciociu, ciociu, ja przecież gram w kosza. To jest piłka ręczna. Jak mi ciocia nie da przepisu na tani i szybki tort, to wezmę przepis z tej starej książki i na pewno mi się nie uda.
- Gabriela! On ci się nie uda i tak. 
- Więc niech mi ciocia da tani przepis. Przynajmniej produktów mniej się zmarnuje. 
- Tak - powiedziała ciotka. - To brzmi rozsądnie. No dobrze, więc słuchaj. Kostka margaryny...
- Już piszę, już. Kostka margaryny...
- Cztery łyżki mleka, cztery łyżki kakao...
- Ciociu, skąd ja wezmę kakao, przecież tego nigdzie dostać nie można.
- Stoi tam u was w szafce nad zlewem, wysuszone na kamień. Będzie w sam raz. Pisz dalej. Półtorej szklanki cukru...
- Tak...
- Włożyć do garnka i raz zagotować. Ma zabulgotać, jasne?
- Jasne. Ale co ma zabulgotać?
- Wszystkie produkty, włożone do garnka.
- Razem mają zabulgotać?
- Razem. Potem trzeba to ostudzić i dodać jedno żółtko.
- A co z białkiem?
- Boże, daj mi cierpliwość. Gabrielo, białko należy oddzielić od żółtka i wlać do miseczki.
- Aha. Co się ciocia gniewa, ciociu, ja naprawdę chcę być dobrą gospodynią.
- Hm! Dobrze. Pisz dalej. Odlać z masy pół szklanki...
- Czego pół szklanki?
- Tej masy! Po upieczeniu posmarujesz nią tort. 
- Aha.
- Do masy w garnku dodać trzy żółtka...
- A białka do miski.
- Szybko się uczysz.
- A widzi ciocia. Chcieć to móc.
- Dalej - półtorej szklanki mąki, proszek do pieczenia, skórkę otartą z cytryny. Wymieszać dodać pianę z tamtych czterech białek. Znowu wymieszać i wlać do formy.
- Co tak ciocia głos zniżyła?
 -  Bo to już koniec. Koniec przepisu. I obleciał mnie strach, że podpalisz dom.


Wszystkim mamom z okazji Dnia Matki życzę zdrowia, cierpliwości, uśmiechu i dużo, dużo książek :).

5 komentarzy:

  1. Pamiętam, jak pani Małgosia napisała w Łasuchu czy może na swojej stronie, że kiedyś odwiedziła liceum, w którym pięć uczennic upiekło dla niej ciasto wg przepisu z "Kwiatu kalafiora". I każdy placek okazał się inny. :D
    Sama też miałam piec ciasto na Dzień Matki, jednak chyba zotanę przy innej formie rękodzieła. Mniej jadalnej. ;-)

    W ogóle, strasznie się cieszę, że odkryłam Twojego bloga, pięknie tutaj, a po pobierznym przejrzeniu strony stwierdzam, że dobór lektur jest u nas bardzo podobny. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za takie miłe słowa :) kiedyś szukałam przepisu na ciasto z kwiatu kalafiora i było mnóstwo wersji :D

      Usuń
    2. Wizyta w liceum była w czasach bezinternetowych, więc wszystkie sugerowały się tym, co było napisane w "Kwiecie kalafiora"... :p I wszystkie wczytywały się w to, co pani Małgosia tam zawarła. I wszystkie inaczej...

      Usuń
    3. Miałam kiedyś ochotę upiec to ciasto, ale trochę boję się ryzykować :)

      Usuń
  2. Pamiętam jak nie tak dawno czytałam o pieczeniu ciasta przez Gabrysię w "Kwiecie kalafiora". Aż mi się zachciało przeczytać jeszcze raz tę książkę:)
    Ciasto bardzo ładnie Ci wyszło i z pewnością będzie równie świetnie smakować. Mama się ucieszy :)

    OdpowiedzUsuń