niedziela, 17 marca 2013

Kuzynki





Kuzynki są pierwszym moim spotkaniem z panem Pilipiukiem, oraz pierwszą polską książką fantastyczną od czasów Wiedźmina. Chciałam ją przeczytać od bardzo dawna, aczkolwiek dwie (małe i słabo wyposażone) biblioteki publiczne w promieniu pięciu kilometrów po dziurawych drogach skutecznie hamują moje zachcianki. Kiedy więc moja koleżanka zdobyła Kuzynki, od razu zabrałam się do lektury. Spodziewałam się po tej książce czegoś zupełnie innego… ale przerosła wszystkie moje oczekiwania.

Książki fantastyczne, których akcja toczy się w realnym świecie, zawsze wydawały mi się trochę naciągane, chyba że mamy do czynienia z jakimś magicznym zjawiskiem, oślepiającym zwykłych śmiertelników.  Wydarzenia przedstawione w Kuzynkach rozgrywają się we współczesnym Krakowie- i jest to miejsce idealnie do nich pasujące. Książkowy Kraków jest tajemniczy, trochę staroświecki, jakby tęskniący za dawnymi czasami. Ludzie dzielą się na dwie grupy: nowoczesnych, przemykających gdzieś z boku, niewidzących. I tych, którzy oddychają tą atmosferą, którzy wierzą w przesądy i wiedzą, po czym rozpoznać wampira. Trochę nie pasują do naszych czasów, tęsknią już za tymi, które odeszły.

Na początku poznajemy młodą agentkę CBŚ, Katarzynę, która przy pomocy superkomputera odnajduje swoją daleką kuzynkę. Okazuje się, że kobieta wyglądająca na dwudziestolatkę żyje już od czterech wieków, dzięki kamieniowi filozoficznemu, wyprodukowanemu przez XVI-wiecznego alchemika, Sędziwoja. Jednak zapas magicznej substancji już się kończy. Obie panie postanawiają odnaleźć alchemika. W międzyczasie zatrudniają się w żeńskiej szkole, do której uczęszcza Monika Stiepankovic, Serbka uratowana przez polskich żołnierzy. Kuzynki odkrywają, że drobna szesnastolatka o urodzie królewny jest w rzeczywistości nieumarłą bośniacką księżniczką, urodzoną w IX wieku. Razem szukają Sędziwoja, walczą z innym jego uczniem, Dymitrem, oraz przeciwstawiają się psychopatycznemu… nauczycielowi biologii.

Kuzynki są jedną z najciekawszych książek, które czytałam ostatnio. Fabuła nie jest jakoś specjalnie zawiła, a pierwsze strony książki mogą zniechęcić niecierpliwego czytelnika, jednak ta opowieść ma w sobie coś niesamowicie urzekającego. Na ogół nie lubię motywu wampirów- jedyny ich obraz, który jestem w stanie przełknąć, to ten z Terry’ego  Pratchtetta- ale Monika od razu podbiła moje serce. Wątek, który najbardziej mnie zastanowił w tej książce, to najmocniej związana z wampirzycą- nieśmiertelność.

Dużo ostatnio myślałam na ten temat, może dlatego, że czytam Silmarillion. W rozdziale o stworzeniu elfów znalazłam takie słowa: Z darem wolności łączy się drugi, który polega na tym, że dzieci człowiecze przez krótki czas jedynie cieszą się życiem na świecie i nie są z nim na stałe związane; odchodzą z niego, lecz elfowie nie wiedzą dokąd. W przeciwieństwie do ludzi elfowie maja pozostać aż do końca dni, a ich miłość do Ziemi i całego świata (…) w miarę jak wieki płyną zabarwia się coraz większym smutkiem. Lecz synowie człowieczy umierają prawdziwie i opuszczają świat(…). Śmierć jest ich przeznaczeniem, darem, którego nawet Valarowie (nieśmiertelne istoty podobne do aniołów)zmęczeni brzemieniem czasu mogą ich pozazdrościć. Bardzo spodobał mi się ten cytat. Nigdy nie chciałam być nieśmiertelna. Zakładając nawet wieczną młodość, musiałoby to być koszmarne- tak trwać i trwać w nieskończoność, zawsze tak samo… a jeszcze gorzej, mieć świadomość przemijania wszystkiego dookoła, patrzeć na zmieniający się świat, odchodzących ludzi, upadające idee, ale wciąż takie same błędy… straszne. Czasem wydaje mi się, że mam za mało czasu na wszystko, i wtedy chciałabym żyć wiecznie- móc nauczyć się wszystkiego, zrobić wszystko, na co nigdy nie mam czasu, przeczytać mnóstwo książek… zatrzymać czas. Ale myślę, że po stu, dwustu latach znudziłoby mi się. Człowiek paradoksalnie potrzebuje śmierci- bo życie trwające wieczność doprowadziłoby go do szaleństwa. Nigdy nie wierzyłam, że śmierć jest końcem. Wtedy nasze życie naprawdę nie miałoby sensu. Nawet jeżeli to nie jest to, co sobie wyobrażamy, to jednak coś musi tam być.

Miało być o Kuzynkach, a wyszło o Silmarillionie : ). Ale- jak na początku mówiłam- nie są to recenzje, więc mogę sobie na takie bujanie między jedna książką a druga pozwolić. 

3 komentarze:

  1. psychopatyczny nauczyciel biologii <3 to brzmi dziwnie znajomo :) mimo wszystko, osiołku, "Kuzynki" mnie nie porwały :(

    OdpowiedzUsuń
  2. każdy ma inny gust :) kiedy następny rozdział u ciebie ??

    OdpowiedzUsuń
  3. na Kuzynki mam ochotę od dłuższego czasu, ale jakoś nie miałam wcześniej okazji, chociaż Pilipiuk jest popularny, więc ksiązkę pewnie znajdę w bibliotece :)

    OdpowiedzUsuń