
Nigdy się tak nie czułam po przeczytaniu książki.
Dorota Terakowska zaprasza nas do idealnego domu
idealnego małżeństwa. Ewa i Adam, lat 35 i 37. Ogród osłonięty wysokim parkanem
i minimalistycznie urządzony salon. Wysokie zarobki i stałe notowania na
giełdzie. Bezpieczeństwo. I cisza. I bezruch. I oczekiwanie. Na dziecko, które
będzie się wychowywać w idealnych warunkach. Będzie ładne. Będzie inteligentne.
Będzie miało wspaniałą, zaplanowaną co do miesiąca, przyszłość.
Nieprawda.
Będzie dziecko, ale nie będzie ładne. Nie będzie
inteligentne- przynajmniej nie dla was. Będzie bólem. Będzie cierpieniem. I
będzie wstydem. Będzie bezradnością. I samotnością. Ale za to będzie Darem
Pana.
Nie chcę pisać
przejmująca, ale ta opowieść taka jest. Tym bardziej, gdy rozejrzy się
dookoła. Proszę,
opowiedz mi o ludziach „uwięzionych w nie swoim ciele”. Ja ci
opowiem o ludziach uwięzionych w swoim własnym ciele. Ograniczającym ich na
tyle, że nie mogą nawet o tym opowiedzieć. A co się z nimi robi? Zabija. A za
co? Za jeden dodatkowy chromosom.
Jedyne, co mi się w tej książce nie spodobało, było zakończenie. Było cukierkowe. Za bardzo.
To wszystko co napisałam, jest takie… nieskładne.
Dlatego lepiej po prostu wziąć i przeczytać. Będzie bolało. Ale będzie warto.