Tak się ostatnio złożyło, że moją jedyną (niestety) lekturą są lektury szkolne, tudzież historyczne. Mam nadzieję, że ten stan szybko się skończy, przyzwyczaję się do liceum i będę czytać jeżeli nie wszystkie, to przynajmniej większość książek, na które mam ochotę. Ale że na blogu świeci pustkami, to coś- chociażby o lekturach- trzeba napisać. Chociaż z drugiej strony trudno raczej nie będzie, bo lektury mam naprawdę interesujące.
Jedną z nich jest
Dżuma Alberta Camusa, powieść zaliczana do klasyki literatury i na stałe
goszcząca w kanonie lektur. Przyznam, że nie spodziewałam się po niej zbyt
wiele. Jednak od pierwszej strony pojawiło się to nieokreślone, nieuchwytne
uczucie… głębokości (to nie jest odpowiednie słowo), które towarzyszyło mi przy
czytaniu choćby Mistrza i Małgorzaty
czy Ben Hura. Historia jest z pozoru
prosta- w pewnym mieście wybucha epidemia dżumy, ludzie umierają, miasto
zostaje odcięte od świata, autor ukazuje reakcje ludzi na zamknięcie i śmierć.
Ot i wszystko. Jednak opowieść została napisana w taki sposób, że nawet w
naszych czasach- czasach wszechobecnej śmierci, brutalności i znieczulicy-
trudno przejść obok niej obojętnie. Być może sposób opisywania śmierci- suchy,
często pozbawiony emocji- paradoksalnie jeszcze bardziej porusza. Jednak dla
mnie najstraszniejsza była wydzierająca z tych chłodnych opisów bezsilna,
przytłaczająca rozpacz. Ludzie, którzy zostali pozbawieni życia i perspektyw,
jeszcze desperacko czepiają się nadziei, że to wszystko ich nie dotyczy, że to
nie jest prawdziwe. To zabawne. Jak małe dzieci, które wierzą, że gdy zamkną
oczy, problem przestanie istnieć.
Równocześnie autor mówi o innych aspektach ludzkiego
życia, głównie tych negatywnych. O ograniczeniu, marazmie, popadaniu w rutynę.
O bezsilnym buncie, niespełnionych marzeniach, biurokracji. Jednak te wszystkie
przemyślenia są trochę przemycane, nieśmiało wyglądają spomiędzy wersów, więc
nie zaburzają głównego nurtu historii.
Trudno mi powiedzieć, co mi się podobało w Dżumie. Być może to znowu wina ukrytych
przebłysków literackiego geniuszu, ale nie chcę używać wielkich słów.
Albert Camus w tej prostej historii zawarł opowieść
o ludziach stających w obliczu zła, bo nie tylko zaraza i śmierć, ale również
symbolicznie wojna, totalitaryzm i wszelkie nieszczęście, które może nas spotkać.
Warto po przeczytaniu zadać sobie pytanie: którą z postaw w takiej sytuacji bym
przyjął? Czy tego, który obwinia i rozpacza? Czy tego, który stara się przeżyć
i pozostać człowiekiem? A może tego, który ze zła stara się wyciągnąć dla
siebie jakieś korzyści? Odpowiedź może wywoływać ciężkie wyrzuty.
Bardzo podobała mi się ta lektura, a ja jeszcze ostatnio przeczytałam inną jego powieść "Obcy" i też na plus.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo dobrze wspominam "Dżumę" (ale ja w sumie mam tak z większością lektur szkolnych - jestem wyjątkiem chyba ;-)). Ta niepozorna książka porusza mnóstwo trudnych tematów, pokazując prawdziwe ludzkie oblicza.
OdpowiedzUsuńW takim razie ja też jestem wyjątkiem :) Książka rzeczywiście porusza bardzo dużo tematów, jest pełna symboli.
UsuńJedna z ciekawszych lektur :)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję szczerze, że tej lektury nie przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze muszę powiedzieć, że jakieś dziwne masz te lektury, nie idziecie epokami, nie powinniście czytać jakiegoś Homera na zmianę z Sofoklesem? ;-)
OdpowiedzUsuńPo drugie - oczywiście w planach, raczej dalszych niż bliższych, ale zawsze.
Idziemy od Biblii, a Dżuma występuje jako nawiązanie :) Tak samo jak "Jądro ciemności", które mam przeczytać na piątek...
UsuńMy Biblię właśnie zaczynamy, może też coś takiego nawiązującego będziemy mieli? :-)
Usuń