Nadmiar to coś zbędnego.Niepotrzebnego.Nie można być nadmiarem, jeśli ktoś cię potrzebuje. Nie możesz być nadmiarem, jeśli ktoś cię kocha.
Deklarację zaczęłam czytać bez specjalnego entuzjazmu. Wypożyczyłam ją, ponieważ spodobała mi się okładka. Ale już od pierwszych stron przekonałam się, że to nie jest zwykła historia. Już dawno żadna książka mnie tak nie poruszyła.
Akcja powieści rozgrywa się w dość odległej przyszłości, bo w roku 2140. Medycyna
osiągnęła już wszystko- leczy się raka i ADIS, a ludzie mogą żyć wiecznie.
Wydawałoby się- raj. Jednak nieśmiertelność (o czym ostatnio wspominałam tutaj) wcale nie jest taka wspaniała, jak by się
mogło wydawać. Ludzie nie umierają, lecz wciąż rodzą się nowi, co w krótkim
czasie doprowadza do przeludnienia. Na początku ogranicza się legalną liczbę dzieci
do jednego w rodzinie, później ludzie uznają, że dzieci w ogóle są zbędne. Kiedy
ktoś chce mieć dziecko, musi podpisać Rezygnację
i zaniechać zażywania środków na nieśmiertelność, co równa się starzeniu i
śmierci w normalnym terminie. Dla ludzi żyjących około setki takie zachowanie
wydaje się irracjonalne, a Rezygnujących traktuje się trochę jak
odszczepieńców. Co więcej, Rezygnację
można złożyć tylko do 16 roku życia- ci,
którzy zdecydują się na dziecko później, mimo Rezygnacji, trafiają do
więzienia, a ich dzieci zostają zamknięte w zakładach dla nadmiarów- jak się je pogardliwie określa.
Celem życia nadmiarów jest służenie legalnym i wykonywanie wszystkich
fizycznych prac. Oczywiście nie dostają oni środków na Długowieczność. Od dzieciństwa ćwiczeni w posłuszeństwie i
uległości, tracą poczucie własnego człowieczeństwa. Nie mamy prawa, by żyć. Musimy odkupić Grzechy rodziców. Przełożeni
zakładów nie wahają się używać brutalnych metod, aby pokazać nadmiarom Ich Miejsce. Tortury, izolacja, przemoc fizyczna
i psychiczna są na porządku dziennym.
W takim środowisku poznajemy 15-letnią Annę.
Dziewczyna jest już tak zindoktrynowana, że wierzy we wszystko, co jej się
powie. Mimo że nienawidzi swojego życia, nie robi nic, aby je zmienić. Tak
naprawdę nie wierzy, że można żyć inaczej. Pewnego dnia do zakładu przybywa
nowy nadmiar- Peter. Mówi on Annie, że ma rodziców, którzy ją kochają i wcale
nie chcieli się z nią rozstawać. Dziewczyna z początku mu nie wierzy- jednak
stopniowo zaczyna zmieniać swoje poglądy, by w końcu uciec-jednak czy odnajdzie
spokój?
Mimo że niedawno czytałam książki o podobnej
tematyce (seria Dzieci cienie), Deklaracja wywarła na mnie o wiele
większe wrażenie. Być może jest bardziej brutalna, a rzeczywistość ukazana w
niej- bardziej bezkompromisowa, ale myślę że to również kwestia przedstawienia
bohaterów. Bardzo lubię takie ukazanie postaci, że można je poznać, wczuć się w
ich sytuację. Moim zdaniem Gemma Malley wspaniale odmalowała portrety psychologiczne;
nawet bohaterowie drugoplanowi są dopracowani, dopieszczeni; poznajemy motywy
ich działania, fragmenty ich przeszłości, a mimo to akcja nadal jest wartka.
Jeszcze trochę takich moich domorosłych rozważań
(swoją drogą, nie uważacie, że domorosły
to bardzo ładne słowo?). Jak wyglądałby świat pozbawiony ludzi młodych? Wciąż
te same osoby, te same pomysły. Ludzie wiecznie młodzi, ale umysłowo coraz
starsi. Zatracają potrzebę nowości, zamykają się w swoich rytuałach i
przyzwyczajeniach. Kreatywność uznają za niepoważność, świeże spojrzenie za
naiwność. Jak wyglądałby taki świat? Przestalibyśmy się rozwijać. Dlatego
miejmy nadzieję, że nigdy nie dojdzie do sytuacji ukazanej w Deklaracji. Choć nie, to już się dzieje. Miliony aborcji rocznie,
polityka jednego dziecka w Chinach… Kto dał nam prawo osądzania, kto może, a
kto nie może żyć? Z każdym zabitym dzieckiem tracimy coś cennego,
niepowtarzalnego. Oby tylko nikt nie uznał kiedyś, że dzieci w ogóle przestały
być ludzkości potrzebne.
Anna przycisnęła nos do zimnej
szyby i z tęsknotą i podziwem przyglądała się wirującym płatkom śniegu.
Zahipnotyzowana, śledziła wzrokiem, jak lecą wprost na nią, kłębią się i w
końcu osiadają na parapecie, przykrywając całą szarość i brud nieskazitelnie
białą zasłoną. Zastanawiała się właśnie, jak to byłoby dotknąć czegoś tak
niezwykłego (…), kiedy zauważyła ją przełożona i z gniewem odepchnęła od okna.
- Śnieg nie pada dla ciebie! – wrzasnęła,
ciągnąc dziewczynę za włosy do swojego gabinetu.
Potem
rzuciła ją na podłogę i zaczęła szukać pasa.- Jak śmiesz w ogóle na niego
patrzeć! Jak śmiesz spędzać choćby jedną chwilę swojego życia, patrząc na coś
pięknego! Przecież powinnaś pracować! Nic dobrego na świecie nie istnieje dla
ciebie! (…) Poznaj Swoje Miejsce, Anno! Poznaj Swoje Miejsce! Jesteś niczym. Na
nic nie zasługujesz. Nigdy nie poczujesz śniegu na dłoniach ani słońca na
swojej skórze! Nie jesteś potrzebna na Ziemi! Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej dla nas
wszystkich!
Nadmiary
nie przebywały tu po to, żeby czytać i pisać – miały się uczyć i pracować, o
czym nieustannie przypominała im przełożona zakładu. Mówiła, że byłoby znacznie
lepiej, gdyby nie uczono ich czytania i pisania, bo są to rzeczy niebezpieczne:
zmuszają do myślenia.
Świetna recenzja! Książka bardzo mnie zaciekawiła i mam nadzieję, ze znajdę ją w swojej bibliotece:)
OdpowiedzUsuńPlanuję przeczytać tą książkę, po Twojej recenzji widzę, że nie powinna mnie zawieść. Też lubię, gdy można wczuć się w bohaterów, poznać ich psychikę i motywy. :)
OdpowiedzUsuń