O serii GONE słyszałam już wiele dobrego, zwłaszcza od Sophie di Angelo. Po kolejnej entuzjastycznej recenzji stwierdziłam, że muszę ją w końcu przeczytać. I tym sposobem dość gruba książka w błękitnej okładce, czyli Faza pierwsza: Niepokój, trafiła w moje łapki. Zaczęłam czytać… i utonęłam. Trudno mi się było oderwać.
Puff. Nagle znikają wszyscy dorośli i nastolatki
powyżej piętnastego roku życia. Nauczyciele, lekarze, policjanci. Siostry i
bracia. Rodzice. Zostają dzieci, samotne i zdezorientowane w domach, szkołach i
przedszkolach. Nie wiedzą, co się stało. Nie wiedzą, co mają robić. Ale nawet
wtedy, gdy odkryją już prawdę, pozostaje pytanie: dlaczego?
Głównym bohaterem jest czternastoletni Sam, chłopak
niewyróżniający się właściwie niczym, oprócz jednego spektakularnego czynu
dawno, dawno temu. Kiedy nagle znikają wszyscy dorośli, razem z przyjaciółmi
musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. A do zrobienia jest wiele: trzeba
zadbać o najmłodszych, chorych, zebrać żywność i zapanować nad grupą dzieciaków
nagle pozbawionych opieki i kontroli. Jakby tego było mało, wiele osób odkrywa
w sobie nadprzyrodzone zdolności, zwierzęta ulegają niespotykanym mutacjom i
okazuje się, że cały obszar dziwnych wydarzeń odgrodzony jest od reszty świata
barierą nie do przebycia. Tymczasem grupa dzieci z Coates Academy, szkoły dla
tak zwanych trudnych, ma własny plan
dotyczący przejęcia władzy w małym, dziecięcym państwie.
Z początku uderzyło mnie to, jak szybko Sam i inni
zdają sobie sprawę, co się stało. Jakoś tak…za szybko. Ale zaraz o tym
zapomniałam, rzucona w wir wydarzeń. Czytało mi się bardzo płynnie i lekko;
cały czas podczas lektury odczuwałam tytułowy niepokój. Nie wiem, czy znacie to uczucie pewnego niepokoju
właśnie, który towarzyszy podczas czytania niektórych książek. Wrażenie, że
zaraz się coś stanie, coś strasznego, które jest w jakiś zadziwiający sposób…
przyjemne. Fascynujące. Autor cały czas zasypuje czytelnika pytaniami, na które
odpowiedź znajdziemy chyba dopiero w drugiej części. Bardzo zaintrygowała mnie
ta książka, bo tak naprawdę nie wiemy, co się stało, jakie są przyczyny
niesamowitych wydarzeń. Awaria elektrowni atomowej? Nadprzyrodzona moc
autystycznego czterolatka? Czy tajemnicza, przerażająca Ciemność? A może…
wszystko naraz?
Michael Grant podejmuje temat w literaturze już
obecny: dzieci pozostawione bez nadzoru dorosłych. Odkąd przeczytałam Władcę much, jakoś… nie mogę o tym
zapomnieć. A pierwsza część serii GONE wydobyła to z najdalszych zakamarków
mojej pamięci na sam wierzch. To przerażające, ale równocześnie tak
intrygujące, że aż sama się siebie boję. Zastanawiam się często, co ja bym
zrobiła w takiej sytuacji? Chcę wierzyć, że wytrzymałabym, starała się to
wszystko jakoś utrzymać. Jak Sam. Jak Ralph. Ale mały, wredny głosik, który
zazwyczaj przypomina, że wszystko, o czym czytasz, nie jest prawdą, tym razem
mówi: wiesz doskonale, że byś spanikowała.
Zastanówmy się wszyscy, już nie odnosząc się tylko do dzieci: jak zachowałbyś
się w sytuacji, w której wszystkie znane ci prawa przestają istnieć, ginie
wszelki porządek, a oprócz ciebie pozostają jeszcze ci całkiem bezbronni? Mam
nadzieję, że to zawsze pozostanie tylko w sferze moich rozważań.
Pierwszy tom serii GONE zaciekawił mnie i skłonił do
przemyśleń. Żeby jednak nie było tak pesymistycznie, muszę wspomnieć że książka
niepozbawiona jest humoru- uśmiech często gościł na mojej twarzy. To
zdecydowanie jedna z lepszych pozycji dla młodzieży, jakie miałam możliwość
przeczytać i na pewno niedługo sięgnę po kolejne części serii.